Studia - co nam dają??

napisał/a: orka2 2007-06-15 09:55
Dlatego uważam ze studia zaoczne obnizaja znaczaco poziom nauczania :) one powinny byc szansa na podniesienie kwalifikacji ludzi ktorym te kwalifikacje w danym momencie sa potrzebne, a nie ludzi ktorzy nie dostali sie na dzienne. Zgadzam sie ze tytul mgr w dzisiejszych czasach mozna latwiej zrobic i juz nie ma takiego prestizu zwiazanego z tym tytulem. Dlatego moim marzeniem jest tytul dr chodz nie wiem czy kiedykolwiek uda mi sie go spelnic (oczywiscie wzgledy finansowe :/) Prawdopodobnie po studiach ide za raz na podyplomowe zeby jednak miec cos wiecej od tej rzeszy, ktora razem ze mna skonczy te studia :) Ale podsumowujac strasznie sie ciesze ze moge studiowac dziennie, bo jednak czuje, ze cos robie dla swojej przyszlosci i sie rozwijam :)
napisał/a: slonko4 2007-06-15 10:19
NO i faktem jest, że teraz generalnie na studiach to jest coraz niższy poziom nauczania. Przeważnie łatwo się dostać, przez studia można przebrnąć nie czytając żadnej książki (a znam takich typów) i mieć mgr niemal bez żadnego wysiłku. Bogu dzięki, że pracodawcy coraz bardziej cenią sobie umiejętności faktyczne, a nie papier z uczelni. Bo coraz częściej jest to tylko papier i wcale nie świadczy o zdobytej wiedzy...a szkoda.
napisał/a: Belay 2007-06-15 10:31
orka, nie do końca się zgodzę z Twoją wypowiedzią. W wielu przypadkach studia zaoczne są alternatywą dla osób, których zwyczajnie nie stać na dzienne studiowanie. Mieszkam w małym mieście, najbliższe studia dzienne (poza otwartą całkiem niedawno prywatną uczelnią) znajdują się w Szczecinie. Trzeba załatwić stancję, względnie akademik, utrzymać się i studiować - nie każdy może sobie na to pozwolić. Nie każdy ma rodziców takich jak ja, którzy stanęliby na głowie, żebym tylko mogła dziennie studiować.

I mogłam to robić, ale się poddałam. Zdałam egzaminy na lingwistykę stosowaną, ale nie dostałam się, gdyż zabrakło mi 0,5 pkt. Gdybym poczekała kilka dni w Warszawie, bym się dostała bez żadnego problemu. Głównie dlatego, że dla wielu osób lingwistyka była alternatywą, ale jako pierwsza miała wówczas egzaminy wstępne. Dużo osób poszło na filologię angielską, na którą dużo łatwiej było się dostać i miejsca na lingwistyce się zwolniły. Ja jednak wróciłam do rodzinnego miasta, załamana tym, że nie wyszło. Mówili, żebym poczekała, ale odechciało mi się studiowania.

W chwili obecnej studiuję zaocznie informatykę - wiedzę, którą posiadam zdobyłam samodzielnie, gdyż na studiach uczę się rzeczy całkowicie nieprzydatnych w zawodzie informatyka. Podobnie mówi i myśli wielu moich znajomych. Studenci dziennikarstwa mówią mi: jeśli chcesz zostać dziennikarzem, pisz dużo - do rodziny, znajomych, do obcych, do gazet, portali, czasopism - PISZ i samodzielnie pracuj nad swoim warsztatem pisarskim, ale pod ŻADNYM pozorem nie wybieraj studiów dziennikarskich.

Wiele kierunków już dawno przestało uczyć czegokolwiek. Niewiele jest kierunków, na których student może pochłaniać wiedzę i wychodzi z uczelni zadowolony bo posiadł wiedzę niemal "tajemną", której nie mógłby wydobyć z książek, gazet itd...

Jest też kwestia podejścia do studiów. Większość moich znajomych, którzy studiują na dziennych studiach - żyją od sesji do sesji. Imprezują, bawią się, a do nauki siadają gdy gonią terminy - to nie jest najlepszy sposób zdobywania wiedzy. Wielu z nich już tydzień później nie pamięta tego, czego się uczyli.. I to jest smutne w tym całym studiowaniu.

Nie zgadzam się również z opinią, że studia dzienne wymagają większego wysiłku niż zaoczne - nie musi tak być, ale to też zależy od kierunku, uczelni i kadry naukowej. Ja wielu rzeczy muszę uczyć się sama - bo wykładowcy w trakcie zjazdów nie zawsze zdążą nam o wszystkim opowiedzieć. Czasem tylko rzucą hasło, a student sam musi zająć się poznawaniem kwestii. Tylko ja wiem, ile godzin spędziłam nad książkami w poszukiwaniu definicji i wiedzy na temat zagadnień, które rzucili nam na wykładach czy ćwiczeniach w formie słów - kluczy. To, czego wówczas się nauczyłam będę pamiętała zawsze.
napisał/a: magdula2 2007-06-15 12:06
heh studia sa mniej wazne - liczy sie praktyka ... wszystko pieknie ladnie tylko jak zdobywac ta praktyke studiujac dziennie? codzienne dojazdy na uczelnie zajmuja mi min 3h, zawsze ukladano mi durny plan z pelna iloscia okienek - bywalo, ze wychodzilam o 6.30 z domu i wracalam po 20 - rozumiem,ze wszystko mozna sobie dopasowywac ale cos za cos - ludzie, ktorzy mieszkaja blisko uczelni pracuja ale za to maja klopoty ze studiami - oblewaja egzaminy, nie pisza magisterki w terminie

stwierdzilam, ze skoro juz cos zaczelam to porzadnie to skoncze

kiedys nie widzialam siebie na niczym innym ale teraz wiem, ze moje studia sa bez przyszlosci - namnozylo sie prywatnych uczleni ekonomicznych i co roku produkuja mgr w ilosciach przekraczajacych zapotzrebowanie...
nie uwazam tez, ze studia mnie strasznie rozwijaja - ok zdobywam wiedze, ktora w jakims tam procencie w przyszlosci bede mogla wykorzystac - ale dzieki niektorym wykladowcom czy cwiczeniowcom odechciewa sie wszystkiego

sposobem na dzisiejsza rzeczywistosc jest wg mnie jest waska specjalizacja albo dobry pomysl na wlasna dzialalnosc
jak to uslyszalam ostatnio na szkoleniu: pieniadze sa tylko trzbea miec innowacyjny pomysl :)
napisał/a: marteczka3 2007-06-15 13:22
wydaje mi sie ze z obnizaniem poziomu, prywatnymi uczelniami itd. to troche nasza polska specyfika. Bo my na sile i niepotrzebnie utrudniamy ludziom dostanie sie na studia, ten nowy system z matura jest debilny (przepraszam), i produkujemy w ten sposob rzesze ludzi, kotrzy lądują na kompletnie nieinteresujących ich kierunkach.

Moze wlosi przesadzili w druga strone, gdzie na wiekszosc kierunkow wstep jest wolny, nie istnieje cos takiego jak system dzienny czy zaoczny - system studiowania jest jeden, jesli nie mozesz uczeszczac na zajecia, zdajesz u tego samego profesora egzamin z dodatkowym materailem typu ksiazki czy skrypty dla "non frequentante". zdobycie magistra jest tu znacznie prostsze, a i tak tylko 6 czy 8% Włochów ten tytuł ma.

ja na wiekszosc zajec uczeszczam, bo sporo z nich wynosze, i uwazam, ze przez kontakt z madrymi ludzmi, jakimi sa moi profesorowie, wiele zyskuje, i sie rozwijam.

I uwazam, ze jesli dostep do studiowania, takiego samego, na rownych prawach, ma kazdy, to to, ze łatwo jest sie dostac nie obniza poziomu studiow. Jesli ktos sobie nie radzi, po prostu rezygnuje. Egzaminy tez mozna zdawac sporo razy, przekladac, zmieniac, przedluzac,powtarzac. I nie widze w tym nic zlego, dopoki "fuszerki" nie odstawiaja ci, którzy nas mają uczyc i pilnowac, zeby poziom nie spadal.

szkoda mi troche, ze nie sprobowalam jak sie studiuje w Polsce, ale moze jeszcze i to bedzie mi dane :)
napisał/a: alicja221 2009-06-16 17:52
To czy nasza praca wlozona w studia w przyszlosci zaowocuje ( czyli np. przyniesie dochody) zalezy przede wszystkim od kierunku, jaki sobie wybralismy i niestety w niektorych przypadkach od znajomosci. Na to drugie nie zawsze mozemy miec wplyw, ale na pierwsze poniekad tak. Na pewno przyjemnie jest rozwijac swoje zainteresowania i pasje, ale warto tez spojrzec na zycie z praktycznej strony. Sama zawsze interesowalam sie przedmiotami humanistycznymi, ale zdecydowalam sie pojsc na medycyne. Wlozylam w samo przygotowanie sie, jak i caly czas wkladam ogromna prace, zeby te studia skonczyc. Bardzo je lubie i czuje, ze sie w nich spelniam. Ale oprocz tych "wznioslosci" jest bardzo duzo nauki, bardzo czesto ponad moje sily... Czasem mysle, ze nie dam rady, ale jakos daje- zdaje i ide dalej Powracajac do tematu mysle, ze przy wyborze studiow lepiej isc na taki kierunek, ktory da nam konkretny zawod. Nie musi to byc prawo/medycyna, gdzie jest sporo kucia, ale np. bankowosc. Znam wielu ludzi, ktorzy to studiuja, w trakcie pracuja ( oczywiscie w zawodzie), zdobywaja doswiadczenie i maja swoje pieniadze. A pasje, typu czytanie poezji, mozna rozwijac swoja droga
napisał/a: ~gość 2009-06-16 19:02
marionette, jak ja się zgadzam z tym wszystkim co napisałaś z jarzynka też i z marteczką :)

ja staram sie korzystać z każdych zajęc, bo wiem, że potem w pracy nie będe pewnie miala czasu ani sily sama sie uczyc

nigdy nie zdecydowalabym sie na studiowanie czegos co nie daje mi satysfakcji.
wiem, ze chcę byc nauczycielka oraz tlumaczem, pewnie nie bede zarabiac wiele, ale co mi tam, wiem ze to jest to i mam z tego wielka przyjemnośc :)
napisał/a: Monicysko 2009-06-16 20:47
sindi, zgadzam się.. Ważnym jest, żeby robić to, co się lubi... Tylko, że takie przyziemne sprawy jak pieniądze, też są ważne. Dlatego rozumiem osoby, pełne frustracji, że studiowały coś ciężko wiele lat a teraz nie ma z tego korzyści finansowych i bieda sie jest utrzymać samodzielnie... Idelalnie jest jak studiuje się to co się lubi a i praca po tym jest, niekoniecznie wysokopłatna ale chociaż pozwalająca na godne życie...
Poza tym, nie wiem jak Wam, ale mnie się czasem wydaje, że ludzie zaraz po maturze nie zawsze wiedzą czego chcą i niestety nie wszyscy mają sprecyzowane zainteresowania... Dlatego często potem trafiają na studia przypadkiem (bo podobno fajne, bo koleżanka poszła itp.)..
Mnie samej się wydawało, że nie ma dla mnie innej przyszłości niż psychologia, opętana byłam tym tematem... Niestety, albo i właściwie "stety", zabrakło mi paru punktów, żeby się dostac na studia dzienne. Moim drugim wyborem była biologia na UŚ, na którą dostałam się bez problemu... Byłam nieco zdruzgotana, ale postanowiłam, że pójdę, żeby nie stracić roku, a za rok najwyżej spróbuję jeszcze raz na psychologię... Teraz jestem wdzięczna losowi albo i sobie, że zawaliłam ten egzamin na psychologię, bo okazało się, że biologia to jest to, co lubię. Skończyłam pierwszy rok i wzięłam dziekankę, bo wyjeżdżaliśmy zagranicę.. Co prawda do Polski nie wróciłam, ale kontynuuję temat tutaj - już nie biologia, nieco bardziej wyspecjalizowane studia, głównie z naciskiem na badania i przemysł, ale uwielbiam to co robię.. i perspektywy finansowe sa zadowalające...
Uażam, że nie ma nic gorszego niż praca w zwodzie, który Cię kompletnie nie interesuje, nawet jęsli dobrze płatna.. Z zupełnie innym nastawieniem chodzi się do pracy, która sprawia Ci przyjemność....
napisał/a: kasieka20 2009-07-07 12:06
U mnie studia były pewnym drogowskazem a także miejscem nawiązywania znajomości ale nie było to czymś co diametralnie zmieniło moje życie :(
napisał/a: niebieskooka3 2009-07-07 15:29
Dla mnie studia miały być super przygodą z wiedza i samokształceniem się a stały się masakrycznym wyścigiem szczurów, nauki jest tyle, że głowa pęka a 50% z tego do niczego w życiu mi się nie przyda. Wiem bo jak przyszło co do czego i stanęłam przed uczniami i miałam poprowadzić lekcję to nagle się okazało, że wystarczy to, czego mnie uczyli w szkole a to wszystko czego nauczyłam się na studiach powoli szło w zapomnienie. Jeszcze jak zrozumiem poszerzoną wiedzę z literatury, no bo jednak są to studia polonistyczne i kiedyś jakiś uczeń może nas zaskoczyć jakimś trudnym pytaniem :) to wiedza z gramatyki opisowej a tym bardziej z gramatyki historycznej jest totalnie zbędna zwłaszcza, że nasz prof. ma swoje wizje gramatyczne i zmienia cały nasz światopogląd na gramatykę. Np wg niego liczebniki mamy tylko główne, zbiorowe i ułamkowe a ja dzieci w szkole będę musiała uczyć że liczebniki dzielą się na główne, porządkowe, zbiorowe, ułamkowe, mnożne, nieokreślone, wielorakie i wielokrotne i bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze :D
dlatego ostatnio mając kryzys wiary nauczycielskiej chociaż byłam chwalona na praktykach zastanawiam się czy dobrym nauczycielem jest ten, kto nie ma problemów z egzaminami i zalicza wszystko na 5, ale z uczniami radzi sobie tragicznie czy ktoś taki jak ja, który brnie przez studia z wielkim trudem a przy tablicy czuje się jak ryba w wodzie i nie ma problemu z przekazaniem wiedzy szkolnej uczniom...
przepraszam ja mam kryzys apropo wiary w studia i ich sens, zastanawiam się nad zostawieniem tego i zrobieniem w życiu tego, co chciałam zanim poszłam na studia, czyli myślę o zrobieniu technika fryzjerstwa :) a fakt faktem uwielbiam robić z włosami :) jestem nadworną fryzjerką mojego M., mojej mamy, siostry i koleżanek :)
napisał/a: Monicysko 2009-07-07 15:47
niebieskooka, no tak to jest smutne... Właśnie tego niecierpiałam w polskim systemi - mnóstwo nieprzydatnych glupot, których człowiek nigdy nie wykorzysta, a które trzeba było wkuwac na pamięć i sporo osób oblewało przez to studia.. Ja tez mam takie małe prównanie ze studiami tutaj, w Irlandii.. Generalnie kierunek niby ten sam.. Ale podejście zupełnie inne. Złośliwi powiedza, że poziom jest niski a studia łatwe, ale mnie się to na przykład podoba tutaj, że nie "zaśmiecają" mi głowy toną niepotrzebnych i nieprzydatnych rzeczy, tylko wychodza z założenia, że jeśli już kiedyś będę ich potrzebowała, to mogę znaleźć to w książkach.. Za to bardzo duży nacisk kładą na praktykę...
Wydaje mi się, że słusznie napisałaś, że nieraz ktoś może nie byc wybitny na studiach, ale w "prawdziwym" życiu sprawdza się znakomicie... Poza tym podziwiam Cię, że w ogóle rozważasz zostanie nauczycielką.. Ja jeszcze za czasów studiowania biologii w Polsce, mówiłam, że choćbym miała byc bezrobotna, to do szkoły nie pójdę uczyć.. :) Trzeba mieć do tego jakiegoś rodzaju powołanie, uważam, że nie wszyscy są w stanie byc nauczycielami, a już na pewno nie dobrymi nauczycielami...
napisał/a: Madzinka1 2009-07-07 22:06
niebieskooka napisal(a):. Wiem bo jak przyszło co do czego i stanęłam przed uczniami i miałam poprowadzić lekcję to nagle się okazało, że wystarczy to, czego mnie uczyli w szkole

Ja się z tym nie zgodzę, możliwe, że do uczenia w szkole podstawowej nie jest potrzebna szeroka wiedza, ale już w ogólniaku jak najbardziej. Czasami trzeba przygotować uczniów to konkursów i są takie zadanie, że egzamin z gramatyki opisowej wysiada . Jeśli chodzi o historyczną - nie raz mi się przydała, bo moi gimnazjaliści są bardzo dociekliwi i chcieli koniecznie wiedzieć co to jest e pochylone :P.
Poza tym myślę, że to nie tylko kwestia polonistyki, bo na każdym kierunku wiadomości jest dużo więcej niż przydaje się do nauczania w szkole, choć jak mówię, nigdy nic nie wiadomo.
niebieskooka napisal(a):dlatego ostatnio mając kryzys wiary nauczycielskiej chociaż byłam chwalona na praktykach zastanawiam się czy dobrym nauczycielem jest ten, kto nie ma problemów z egzaminami i zalicza wszystko na 5, ale z uczniami radzi sobie tragicznie czy ktoś taki jak ja, który brnie przez studia z wielkim trudem a przy tablicy czuje się jak ryba w wodzie i nie ma problemu z przekazaniem wiedzy szkolnej uczniom...

Ciężko powiedzieć, kto jest lepszym nauczycielem... niektóre osoby się do tego nie nadają, są też tacy, który mieli 5 na studiach i są dobrymi nauczycielami :P.
Jeśli czujesz, że to jest to co mogłabyś robić w życiu, to szczerze polecam. Ja uwielbiam moją pracę, uczniów, czuję, że mogę się w tej pracy rozwijać, no tylko może mogliby więcej płacić, choć przy półtora etatu da się wyżyć :P.