Życie po rozstaniu...

napisał/a: Darek1985 2008-12-01 22:42
Czytam w tym dziale załamanych ludzi po rozstaniu. Sam do Nich się zaliczam. Tak pomyślałem aby dać tu temat abyśmy mogli pisać o tym jak radziliśmy sobie po rozstaniu. Obojętnie czy to było rozstanie przez zdradę, rutynę czy wypalenie uczucia przez drugą osobę, Chciałbym aby to był dzienniczek ludzi którzy z tym już poradzili lub sobie nadal radzą. Nie raz po rozstaniu czujemy, że zawalił się Nam świat, Nasza samoocena spada do zera czując się tymi gorszymi a w dodatku łapie Nas depresja, że czasem chcemy się już nie obudzić z bólu i tęsknoty.

Może to będzie miejsce gdzie takie osoby będą poszukiwały ukojenia w cierpieniu. Oczywiście też wszystko w rękach moderatora czy się zgadza na taki temat ;)
napisał/a: jqb1 2008-12-01 22:57
leci już 3 tydzień od naszego rozstania...
Nigdy się tak nie czułem i nigdy nie wiedziałem że miłość tak boli. Strasznie się czuje świat się zawalił. Nie wiedziałem że 22 letni facet może tyle płakać jak małe dziecko. Próbuje sobie to wszystko poukładać ale się nie da ja ją ciągle kocham i mam nadzieję że rozpali się w nas odnowa to ognisko ale wiem że jest bardzo ciężko bo ona jest strasznie nie czuła już i na każdym naszym spotkaniu proponuje mi tylko przyjaźń i zabrania mi coraz więcej z każdym spotkaniem (pieszczotliwych zwrotów, przytulania...) mimo to gdy dostaje szanse na spotkanie się z nią cieszę się jak głupi i tylko na tym się skupiam. W sumie na niczym innym nie potrafie śpię po parę godzin dziennie a gdy się budzę patrze na komórkę czy nie ma smsa od niej nie potrafię się uczyć, nic nie potrafie... Ciągle mam do siebie żal że zaprzepaściłem to wszystko że mogłem temu zaradzić i czy można to wszystko jeszcze ratować... Oddał bym wszystko żebyśmy byli razem szczęśliwi ale mówią że miłość jest bezcenna bo nie da się jej kupić...
napisał/a: Darek1985 2008-12-01 23:29
jqb1 napisal(a):Nie wiedziałem że 22 letni facet może tyle płakać jak małe dziecko.

Płacz nie jest powodem do wstydu nawet dla faceta :). Ja mam 23 lata również płakałem miesiąc temu i nadal zdarzają się chwile do urojenia łzy. Po rozstaniu przychodzą Nam refleksje "Dlaczego? Co zrobiliśmy źle" obwiniamy się mimo, że to i wina leży po drugiej stronie. Wtedy dopiero rozumiemy pewne fakty. Widzisz wtedy się też mówi, że miłość potrafi być ślepa. Dopiero jak dostajemy zimny kubeł dostrzegamy wiele kwestii. Uwierz rozstanie wiele uczy. Trzeba ten czas wykorzystać na poznawaniu siebie. Nic na siłę. Wiem jak to jest gdy Ona mówi "Zostańmy tylko przyjaciółmi" ja nadal walczę aby było tak właśnie ale nie jest to łatwe. Potrzebny jest czas. Spróbuj się wysypiać bo nie wyspanie powoduje, że z rana budzimy się jak skacowani a wtedy doły są większe. Pamiętaj co Cię nie zabije to Cię wzmocni. Każdy związek daje jakieś doświadczenie. Trzymaj się!
napisał/a: Zakk 2008-12-02 00:26
ciężki temat rzuciłeś...
mogłeś to nazwać : " ci co mają najbardziej "fucked up" niech się wpisują, pocieszmy się nawzajem"...
Bo ja tak to odebrałem, przez to coś dopiszę.

Wcale sobie nie radzę po rozstaniu...Historia krótka i jaka banalna; długi związek, o kilka lat za długi, 4 miesiące temu ona odchodzi na kilka tygodni do kogoś innego, chce wrócić, ale ja już nie chcę....Jeżeli popełniłem w życiu jakiś największy błąd to właśnie to, że nie wiedzieć czemu nie pozwoliłem jej wrócić wtedy, chociaż tak bardzo chciałem i wciąż chciałbym, to wiem że już nie ma szans. Bezsens do eNtej . Nie wiem o co mi chodzi, nie wiem co chciałbym osiągnąć. To nie żadna duma ani nic, to coś czego nie potrafię w sobie określić. Chyba ból odrzucenia i zdrady, który zabija wszystkie inne uczucia.
Na lekarstwo od razu znalazłem sobie kogoś innego, ale to już dogorywa, bo poprostu po kilku tygodniach totalnie mi przeszło, a właściwie to nawet "mi" się nie zaczęło, więc to nieprawda co piszą że najlepiej sobie znaleźć kogoś nowego... Mam dość tego ale nie wiem jak to rozwiązać. Będę czekał co przyniesie mi nowy dzień, ale napewno nie cofne się do tego co było, bo dla mnie życie nie działa wstecz.
napisał/a: jqb1 2008-12-02 00:39
Bądźmy szczerzy nie szukaliśmy dziewczyn na 3 miesiące do "zabawy" i chodziło nam o coś więcej. Ciężko jest od nowa zaufać kolejnej dziewczynie i z wzajemnością ciężko jest znaleźć taką która by odpowiadała naszym "wymaganiom". Gdy to by nie było ludzi samotnych....
Szczerze wole pocierpieć i czekać na kolejną szanse, i już jej nigdy nie zmarnować. Myśle, że jak bym był z nią razem od nowa i byśmy byli szczęśliwi jak kiedyś bym się jej bez wahania oświadczył.
napisał/a: ~gość 2008-12-02 09:16
Darek1985 napisal(a):Wiem jak to jest gdy Ona mówi "Zostańmy tylko przyjaciółmi"

kurde dla mnie to najżałośniejsze słowa jakie można palnąć. sory jeśli kogoś to obraża, no ale patrzcie. załóżmy rozstaję się z gościem po paru latach, on cierpi, ja niespecjalnie i walę mu tekstem 'zostańmy przyjaciółmi', on się zgadza. I co, za tydzień przyjdę się pozwierzać i powiem 'Ty wiesz, jakiego niesamowitego mężczyznę poznałam? o jaaa, no boski jest'. Ja się znęcam nad niewinnym człowiekiem, niewinny człowiek jest sadomaso. Dziękuję, nie jadę.

Jeśli chodzi o mój związek to hm trwał niecałe trzy lata i po prostu się wypalił. Za dużo spraw się nazbierało mieliśmy siebie dość i po prostu postanowiliśmy to zakończyć. Oboje dość szybko sobie kogoś znaleźliśmy (no ja chyba nawet bardzo bardzo szybko :P ) i teraz jesteśmy z tymi osobami (u mnie za 3 i z 5 dni mija 11 miesięcy :) ). Wszyscy byli zszokowani, że w ogóle się nie przejęłam rozstaniem, nie płakałam po kątach, nie miałam zrytego humoru. A ja po prostu się uwaloniłam, odetchnęłam z ulgą, że to się skończyło. Mam tylko nadzieję, że nie będę nigdy musiała cierpieć przez rozpad związku... I zabrzmi to być może chamsko, ale czytając Wasze historie niejako cieszę się, że jednak łamiecie mój stereotyp bezuczuciowego faceta... Widać, że zależało Wam na Waszych kobietach...
napisał/a: happyman83 2008-12-02 11:02
Moja historia jest opisana w tym dziale. Od rozstania z moją byłą minęły 4 miesiące. Okropnie to przeżywałem podobnie jak większość z was. W tym trudnym okresie poznałem bardzo fajną dziewczynę. Zaczęliśmy się spotykać. Na początku było super i naprawdę wydawało mi się, że mi na niej zależy. Miałem wrażenie, że naprawdę zapomniałem o byłej. Cieszyłem się jak dziecko. Byliśmy parą, przytlania te sprawy. Jednak ja zacząłęm zauważać, po jakimś czasie, że z mojej strony coś odchodzi bezpowrotnie w stosunku do "tej" nowej. Przestało mi zależeć i wogóle. Wpływ na ten fakt miało również to, że zacząłem się spotykać z byłą. Niby kolega koleżanka. Ona mówiła zostańmy przyjaciółmi. I naprawdę czułem z jej strony, że ona tak myśli. Ja miałem nadzieję mimo tego co mi zrobiła, że jednak poczuje coś do mnie. W końcu zerwałem z obecną dziewczyną. SPotykam się z byłą jednak niw są to już relacje tylko przyjacielskie. Tzn, jest też przytulanie, całowanie, no i seks. Naprawdę cudowny seks. Ja już sam nie wiem czego chcę. Wczoraj spędziliśmy cudowną noc. Ona mówiła, że jej jest orzy mnie cudownie i wogóle. A ja się z tego cieszę choć wiem że wyrzadzam sobie krzywdę. Czuję, że mi na niej znowu zależy i czekam kiedy jej tez będzie zależec. Tylko boję się ponownego zranienia. Nie ufam juz ...
napisał/a: Fragma_88 2008-12-02 12:07
Po rozstaniu zawsze jest ciężko. Coś co trwało i przynosiło nam radość nagle się kończy. Trudno jest dojść do siebie, wspomnienia nie dają zapomnieć o tej osobie, a najgorsze jest to, że niektóre rzeczy mi ciągle o nim przypominały. Wystarczyło, że wyszłam wieczorem na dwór, spojrzałam na gwiazdy czy księżyc i już dopadał mnie smutek. Tęskniłam za nim jeszcze długo długo po rozstaniu, brakowało mi jego spojrzenia, uśmiechu. Nasze ulubione piosenki, które słuchaliśmy razem dobijały mnie. Nie miałam ochoty nawet patrzeć na innych facetów bo sądziłam, że dla mnie to co dobre już się skończyło. Pogrążałam się coraz bardziej, już nie byłam taka wesoła, radosna jak wtedy gdy byliśmy razem. W sumie nie miałam nawet ochoty żyć. Wydawało mi się wtedy, że bez niego jestem niczym. Mijały dni, tygodnie... a ja ciągle na każdym kroku łapałam się na tym, że wspominałam te chwile, kiedy świata poza sobą nie widzieliśmy. Brakowało mi tego strasznie. Z czasem coraz rzadziej myślałam o miłości, nie chciałam o niej nawet słyszeć. Wtedy już nie miałam z nim kontaktu i jakoś sobie radziłam, nawet potrafiłam już śmiać się tak jak przedtem. Ale coś jednak pękło, jakiś ślad pozostał... nie potrafiłam już zaufać, myślałam że wszystko i tak zawsze się kończy. Poznałam kogoś, nagle zjawił się w moim życiu i jakimś trafem po wielu "podchodach" udało mu się zdobyć moje zaufanie. Przy nim wracałam do normy, wprowadził spokój w moje życie i tak jakoś szło... w końcu, nawet nie wiem kiedy poczułam, że coś nas do siebie ciągnie. No i zakochałam się w nim. I w ten sposób poradziłam sobie z tamtym wielkim rozstaniem. Później jeszcze dawał znać o sobie, pisał czasem że tęskni, że wszystko mu o mnie przypomina. Jak dowiedział się że jestem z kimś związana pojawił się, chciał się znowu do mnie zbliżyć. Ale kochałam swojego faceta i nie chciałam nawet słyszeć o byłym. W końcu dał spokój. Ale niestety po jakimś czasie, okazało się że jednak mam jakiegoś pecha w miłości bo znów się przejechałam. Okazało się, że on mnie zdradził. Poznał jakąś inną dziewczynę... potem twierdził, że to przelotne, że kocha mnie ale nie mogłam, nie potrafiłam już w to uwierzyć. Zerwałam z nim. Tego dnia moja mama myślała, że jestem w ciąży bo płakałam cały dzień, nie wiedziała że między mną a moim chłopakiem się nie układa. Sądziła, że zalewam się łzami bo wpadliśmy, nie miałam nawet wtedy sił żeby się z tego śmiać. Ale kiedy powiedziałam jej, że to koniec... pomogła mi, wspierała jak mogła. Z czasem jakimś cudem wróciłam do normy, szybciej nawet niż za pierwszym razem. Potem w moim życiu pojawiali się faceci, ale to nie było nic wielkiego, jakieś zabawy w kotka i myszkę, kończące się zwykle klapą. Robert jakimś cudem miał szansę znaczyć dla mnie więcej ale znów pojawił się eks. Wtedy właśnie doszło do ostatniego starcia, ostatecznego... i skończyło się na tym, że dalej jestem sama. Zagubiona w tym wszystkim. Ale mam się dobrze i żyję, mimo że mam za sobą rozstania. Nie żałuję niczego, stało sie tak a nie inaczej i już. Więc GŁOWA DO GORY! Czas naprawdę leczy rany... tylko trzeba dać sobie czasu, spróbować pozbierać.
napisał/a: Darek1985 2008-12-02 12:16
Zakk

W sumie ten temat tak można odebrać. Ale ostatnie doświadczenia skłoniły, że najlepiej gdy ludzie ze sobą rozmawiają o problemach szczególnie, że tutaj to wspólny temat. W kupie siła ;) Ja właśnie próbuje się podnosić przez rozmawianie z ludźmi. Czy to przez real czy przez internet. Na prawdę pomaga. Ale co zrobiłeś, odrzucając Jej prośbę powrotu to normalne. Czułeś pewnie też odrazę do Niej. Była z Tobą długo a tu w czasie paru tygodni z kimś innym. Właśnie dochodzimy do tematu: Jak radzić sobie z myślą (Powiedzmy szczerze zazdrośnika też) "Ona była ze mną dzieliliśmy się szczęściem a teraz z kimś innym jest i robi to samo" ?

jqb1

Masz rację. ja szukam kogoś aby być z Nim dzielić się szczęściem oraz iść w ramię ramię pokonywać przeszkody wspólnie. Stworzyć Rodzinę. Ale mam paru znajomych co związki traktują przelotnie. Jeden potrafi mieć jakąś dziewczynę co tydzień a nie wygląda na jakiegoś Apolla. Sztuka manipulacji i gadka. Zawsze im mówiłem, że takie ich życie nie ma sensu. Bo to człowieka zmienia nie będzie moim zdaniem potrafił Kochać na dobre i na złe. Oni mnie nie rozumieli "Jak Ty możesz być z jedną dziewczyną prawie cztery lata ja bym tak nie wytrzymał" teraz nie rozumieją moich stanów depresji choc w sumie słyszę teraz wszędzie "Tego kwiatu jest pół światu" znajdź sobie inną bo to przecież była Twoja pierwsza dziewczyna na poważnie. Fakt to była pierwsza dziewczyna z którą byłem na poważnie. Może dlatego szybko nie umiem przejść do codzienności. Bo Ona przeszła widzę to. Mimo, że się smuci ale bardziej smutek jest, że jest sama przez swój charakter a nie przez to, że zerwała ze mną bo jak wiem przyniosło Jej ulgę w postaci przestania martwienia się ciągle o mnie. I w ten sposób przechodzimy do tezy Happymana83

Happyman83

To daje mi dowód, że szukanie lekarstwa w postaci następnego związku jest błędem. To daje chwilowe szczęście ale w głębi serca mamy jeszcze przeszłość. Przez to ranimy drugą osobę. Ja dlatego nie szukam na siłę. W sumie sam nie wiem czy wymazać swoją poprzednią z pamięci czy nie. Gdy Ona chce abyśmy się kontaktowali ale właśnie jako przyjaciele. Ale rozsądek mi podpowiada, że chyba jednak szans na przyjaźń nie ma. Jej jest łatwiej bo (prawdopodobnie) nic już nie czuje. Dlatego Happyman83 nie angażuj się w to bardzo bo drugi upadek może być za bardzo bolesny. W sumie u siebie gdybym chciał to byśmy po przyjacielsku wiele rzeczy robili ale sama powiedziała, że nie chce mnie traktować bez uczuciowo a nie chce być w związku dlatego, że boi się samotności typu "Przychodzę do Niej gadka szmatka, sex, znów gadka szmatka szczególnie o Jej nauce na studiach z Rodzicami pogadać no i powyżywa się na mnie, że czegoś nie zrobiłem i papa do domu" tak było ostatnio. Jedyny plus, że powiedziała, że jestem za bardzo uczuciowy a nie chce mnie przez to ranić. Może w Niej się zmieniło to, że dużo książek o psychologii m.in też o miłości czyta przez to, że jest na takim wydziale. Stąd odkryła, że tak na prawdę mnie nie kocha jedynie jest przyzwyczajenie. Wiadomo strasznie boli. Mogłoby się tak ciągnąc jeszcze ale pewnie później takie rozstanie i jeszcze bardziej by bolało. Dlatego Happyman83 przemyśl to. Bo może przyjść taki czas, że Jej się to znudzi i co wtedy ? :( Choć co prawda to prawda zauważyłem, że teraz u siebie jak porozmawiamy to jest inna rozmowa w końcu normalna taka jak kiedyś. Ale nakręcać się nie ma co. Choć nadzieje czasem sobie robię ale chyba nie potrzebnie bo wtedy depresja przychodzi większa Choć są takie pary co były kiedyś razem jedna osoba odeszła ale po paru latach do siebie wracają ze dwojoną siłą miłości

Vanilla

Miałaś łatwiej a właściwie Wy łatwiej mieliście, że oboju Wam się wypaliło uczucie i to była Wasza wspólna decyzja. Lekko zazdroszczę bo nie było bólu. A ten stereotyp jest mylny :P Choć są faceci nie czuli to i też jest wiele którzy potrafią poświęcić wiele dla związku :)
napisał/a: Myszkin 2008-12-07 18:50
Jestem 8 miesięcy po rozstaniu z kobietą - po 4 letnim związku. Wciąż bardzo ją kocham, myślę o niej codziennie, i średnio co 2 wieczór, gdy jestem sam w domu, płaczę jak dziecko. Życie straciło dla mnie sens. Inna kobieta? Niemożliwe - blokada! Nie oglądam się za kobietami, w ogóle mnie to nie interesuje. Dopada mnie rezygnacja - wiem, że ona była miłością mojego życia i mam wrażenie, ze tak już pozostanie do śmierci! Przyznam się, że cierpię niewyobrażalnie. Nigdy nie sądziłem, że będę w życiu tak cierpiał - czuje się jakby moja dusza paliła się żywcem, wijąc się z bólu, krzyczała przeraźliwie... a wciąż nie ma ukojenia, ani jednej kropli wody dla ochłody :( Mam w życiu pasję, której nie mogę sie poświęcić bo bez niej jestem jak usychająca roślina. Czuję jak uchodzi ze mnie życie, a pragnienie śmierci jest coraz większe. Łączę się w bólu ze wszystkimi, którzy przechodzą przez podobne piekło.
napisał/a: messer1 2008-12-08 05:22
16 miesiecy po rozstaniu:).Podobnie jak wy przechodzilem ten etap rozpaczy i beznadzieii, schudłem kilka kilo,nie spalem, ciagłe mysli o niej , skrajne emocje od milosci po nienawiść.
I podobnie jak co niektorzy miałem uczucie ,ze to byla ta jedyna -miłośc zycia,jednak z czasem uswiadomiłem sobie ,ze to bzdura,bo jak mozna mowic o miłości życia bedąc z kimś rok 2, 5 lat.Może po kolejnych 2 sami bysmy stwierdzili ,ze to nie to ,nuda itd, wiec lepiej darowac sobie takie myslenie.O milosci zycia to sobie może mowic stary dziadziu trzymajacy w objeciach swoja ukochaną babcie :).
Przez te 16 miesięcy bylem i nadal jestem sam , pojawiły sie jakies znajomości ,jakis sex,nic wiecej. Milosc jakby przestala mnie interesowac ,moze to z przyzwyczajenia do życia samemu ,może strach przed kolejnym rozczarowaniem i bólem nie wiem.Zdarza mi sie ogladnac za kims nawet pomysleć o tej osobie kilka dni:) ale jak tylko przypominam sobie jak sie konczyły poprzednie zwiazki mija mi ochota na jakiekolwiek działanie.Mam cala mase innych problemów,wiec wole darowac sobie kolejny:).
A do wszystkich cierpiacych:) ,to wszystko kiedyś mija cały ten ból,pojawiają sie problemy dnia codziennego,nowe milości,związki itp itd
Pozdrawiam!
napisał/a: Darek1985 2008-12-17 10:31
Messer oby było tak jak mówisz. Ja zrozumiałem, że aby wstać na nogi potrzebne jest lekkie zerwanie kontaktu lub całkowite. Nie potrafie Jej powiedzieć, że juz "nie chcę z Toba się widywać bo i tak do mnie nic nie czujesz a dla Ciebie łatwe być dla mnie na stopie koleżeńskiej/przyjacielskiej" może nie potrafie bo miłość dla mnie jest jak narkotyk? Trudno się oduzależnić. To tak jakby z Nia nawet najdrobniejsza rozmowa na GG zaspokaja pewny "głód" juz nie mówiąc o spotkaniu. Ale każdy następny "głód" jest ze zdwojoną siłą, że czasem psychika mówi "Dość" najlepiej zabić się przestać cierpieć. Takie są to moje odczucia. Jak pisałem w innym wątku mam DDA i dlatego tak bardzo wszystko przeżywam. Ale staram się przyzwyczajać się do samotnośći. Mimo, że mam znajomych to moje odczucie jest takie jakby był sam
Czasem myśle czy nie wybrać się do psychologa.