Chciałam się po prostu wyżalić...

napisał/a: karolka00000 2016-01-25 20:39
Witajcie, jestem tutaj nowa, mam na imię Karolina, mam 26 lat i mam szczęście do trudnych związków.
Może w skrócie coś o moim życiu, coś przez co prawdopodobnie mam takie skłonności. Mój ojciec jest alkoholikiem, pije od ponad 10 lat, jest na etapie ciągów. Wszystkie moje związki patrząc z perspektywy czasu wyglądały podobnie, były problemowe, albo partner miał coś wspólnego z narkotykami, albo z alkoholem, albo zostawił go ojciec, a ja chciałam za każdym razem pomóc i z każdego związku wychodziłam z pękniętym sercem. Syndrom DDA, chodziłam na terapię, którą przerwałam, ale dziś postanowiłam ją kontynuować
Jestem tutaj przez mój obecny, a może już zakończony związek, chociaż jeszcze nie zostałam o tym oficjalnie poinformowana.
Jacek ma 34 lata, poznaliśmy się na dyskotece w naszej wiosce, po tym jak wrócił z Francji, gdy tam przebywał jego żona z którą ma 3 dzieci od 8 do 13 lat, wyprowadziła się ponad 300 km .Od kiedy się poznaliśmy, utwierdzałam się w fakcie że jest to cudowny facet, zabiegał o mnie jak nikt inny, było nam razem wspaniale, ja na początku starałam się mieć dystans, bo jednak to facet z bagażem, ale po pewnym czasie zaczęłam się angażować. Znamy się już prawie 4 miesiące, może to krótko, ale widywaliśmy się prawie codziennie i naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Mówił że jestem jego słoneczkiem, że bardzo mu pomagam, gdyby nie ja to nie poradziłby sobie z tą całą sytuacją, że dzięki mnie w ogóle żyje, itd. Zaczęliśmy nawet myśleć nad wspólnym wyjazdem do pracy. I nagle trach, po szczęściu, jednego dnia cudownie, następnego coś w nim się zmieniło. Nagle zaczął mnie posądzać o to, że go kontroluje, a wynikło to z tego że był dostępny na Facebooku, gdzie nie trzeba używać żadnych szpiegowskich programów żeby to sprawdzić, to było tydzień temu i jest tylko gorzej. Nie odzywałam się do niego , bo oskarżył mnie bezpodstawnie i poczułam się urażona, on też się nie odezwał. W końcu to ja już nie mogłam bez niego wytrzymać i chciałam napisać na face, ale zablokował odbieranie moich wiadomości, w końcu zadzwoniłam, zaczął mi wyrzucać że go kontroluje, a on ma prawo robić co chce, że nie jestem jego własnością itd. a wcześniej nigdy nie było takich sytuacji, ja byłam zazdrosna, ale nie zaborcza, przynajmniej nie było nigdy takiej sytuacji by mógł tak odczuć. Po dłuższej chwili zadzwoniłam ponownie i rozmawialiśmy, powiedział, że tęskni za dziećmi, żona ogranicza mu kontakt z nimi, nie każe im go odwiedzać, nastawia je przeciwkoniemu i że się tym załamał. Nie jestem szczęśliwa, że ma dzieci i trudno mi zaakceptować ten fakt, ale one były daleko więc tak mnie to nie denerwowało. Denerwowałam się kiedy przyjeżdżały, albo on jechał do nich, ale on widząc to nigdy nie podjął ze mną tego tematu, a moje nerwy nie wynikały tylko ze spotkań z dziećmi tylko escze innymi powiązanymi sytuacjami, ponieważ żona nie informowała Jacka o przyjeździe dzieciaków, dowiadywał się o tym kiedy były już blisko, i wtedy to co mieliśmy zaplanowane, sypało się.
W trakcie rozmowy przez telefon powiedział, że dzieci są dla niego najważniejsze i że musi poprawić z nimi relacje. I że mi trudno będzie je zaakceptować. To prawda ciężko mi z tym, bo to nie jest jedno dziecko z przypadku, tylko trójka raczej z miłości. Więc pojawia się jakaś zazdrość. Od tej rozmowy widzieliśmy się tylko raz, podczas tego spotkania myślałam że doszliśmy do porozumienia, nie kłóciliśmy się rozmawialiśmy, a ja nie potrafiłam powstrzymać łez, on tylko powiedział że jeśli przez niego cierpię to powinnam odejść. A po spotkaniu znowu miał pretensje że go śledzę na fejsie, bo włączyłam komputer i odczytałam jego wiadomość. Zaczął mnie okłamywać (nie chciał się spotkać w piątek bo idzie do pracy w sobote a nie szedł) wcześniej nigdy tego nie robił, sam się spowiadał z tego co robił, dzwonił co chwile i o wszystkim mnie informował, chciał się codziennie spotykać albo rozmawiać co chwilę przez telefon. Trudno mi zaakceptować trójkę jego dzieci, ale powiedziałam mu że się postaram, dla niego, bo zależy mi na nim. W sobotę widziałam go ostatni raz, ale wręcz uciekał przede mną, kiedy prosiłam o rozmowę. Dzwoniłam, pisałam, zero odzewu, dziś po kolejnej nieudanej próbie napisał bym nie dzwoniła bo nie ma ochoty z nikim rozmawiać. Jestem kłębkiem nerwów, bo rozsądek mówi daj sobie spokój, ale serce nie potrafi bez niego żyć. A najgorsze jest to że cały czas mam tą pieprzoną nadzieję, że wszystko się ułoży, bo ani razu nie powiedział, że nie chce ze mną być. Mówił tylko że on tak czasem ma, że jak ma problem to zamyka się w sobie i nie chce z nikim gadać. Tak bardzo nie chcę go stracić, ale to chyba już nastąpiło.
Chciałam się po prostu wyżalić... Ale może ktoś mi coś doradzi.
Pozdrawiam
napisał/a: e-Lena 2016-01-28 14:47
Wróć na terapię i jej nie zrywaj. To po pierwsze.
Po drugie. Z Twojego opisu wynika, że facet próbował się łagodnie wykręcić z Waszej relacji, ale Twój upór i chęć dostosowania się do niego zmusza - i będzie go zmuszał - do zastosowania bardziej drastycznych metod. Niestety fakt, że jesteś w stanie się dla niego poświęcić nie tylko Ci nie pomaga, ale wręcz szkodzi, bo samą siebie sprowadzasz do pozycji podludzia, który nie może mieć własnego zdania, bo zostanie porzucony. Ale to pewnie wiesz sama, bo pewnie niejeden raz słyszałaś to na terapii.

Twój pan "grzecznie" zasugerował Ci, że chce odbudować relacje z dziećmi i od razu podkreślił, że "trudno ci będzie to zaakceptować", nie dając możliwości na podjęcie decyzji, bo on zdążył ją podjąć za Ciebie. I to była już jasna informacja, że relacja jest zakończona. Ale się uparłaś i popłakałaś przy nim, więc musiał wytoczyć kolejne działo w postaci: "cierpisz przeze mnie, więc powinnaś odejść". Kolejny sygnał, że Cię nie chce. Ale nie dotarło, więc pan zrobił się mniej przyjemny i próbuje spławić Cię w mniej oględny sposób, czyli ma do Ciebie pretensje, wszczyna kłótnie i zrzuca na Ciebie winę za rozpad tego parazwiązku.

Jesteś ciepłą kluchą, tęskniącą za tatą, który choć raz odwróciłby twarz w Twoją stronę a nie w stronę butelki z wódą i takie są efekty. Twój "facet" Cię poniewiera, odpycha i unika, a Ty przepraszasz, dzwonisz, prosisz i zaniżasz własne oczekiwania tylko po to, żeby ZNOWU nie zostać odrzuconą. Ale to się nie zmieni, dopóki nie przerwiesz błędnego koła i nie wyjdziesz ze schematu, który uparcie powtarzasz :) Im niżej będziesz na kolanach w stosunku do drugiej osoby, tym bardziej ona będzie Tobą pogardzać.

Nieprzypadkowo wybierasz sobie takich "partnerów". Im więcej mają problemów i im bardziej skomplikowane mają życie, tym łatwiej Ci się odnaleźć - czujesz, że "to jest Twoja kolejna szansa" na zapracowanie sobie na uwagę i na miłość, bo oni będą Ci wdzięczni za Twoje poświęcenie. Ale to kłamstwo, które z czasem będzie u Ciebie powodować większą frustrację :) Bo miłość po prostu jest i nie trzeba ani na nią zapracowywać, ani o nią błagać. A już na pewno Ty nie musisz tego robić.

Fajnie, że widzisz, że coś jest nie tak, fajnie, że chcesz walczyć o siebie. I walcz. Ale na razie samodzielnie, ewentualnie z własną grupą wsparcia. Wypuść wolno tego gacha, który i tak na wszystkie możliwe sposoby chce Cię spławić i doprowadź się do porządku. Jak już załapiesz co robisz nie tak i podbudujesz się psychicznie, będziesz w stanie zbudować zdrową relację. Na razie związki będą Cię jedynie psychicznie wykańczać i pogłębiać Twój problem.
napisał/a: karolka0000 2016-02-02 20:09
Piszę z innego konta, ponieważ do tamtego nie mogę się w żaden sposób dostać :)

Bardzo dziękuję Ci za odpowiedź, dużo mi to pomogło, gdybym tej wiadomości nie przeczytała chciałabym dalej walczyć. Bo niby wszystko było jasne, przyjaciółka miała takie samo zdanie, ale dla mnie było to za mało, aby dać sobie spokój, dopiero obca osoba otworzyła mi szerzej oczy.
Niestety w wielu moich związkach bywało tak, że na początku miałam wymagania, ale one stopniowo się obniżały, abym nie została porzucona. Naprawdę miałam pecha w związkach, gdy raz zostałam zdradzona, powiedziałam sobie, że jestem w stanie wybaczyć zdradę tylko by przy mnie został, wiem że było to strasznie głupie, po czasie i tak tego nie wytrzymałam, bo ciągle o tym myślałam i nie byłam w stanie wybaczyć.
Co do mojego ostatniego związku z Jackiem, dowiedziałam się, że kogoś poznał, było mi naprawdę ciężko to wszystko zrozumieć, miałam ochotę nawet spotkać się z tą dziewczyną, aby powiedzieć jej jaki jest Jacek, bo z tego co się dowiedziałam dziewczyna też nie ma szczęścia do facetów, ale gdy przeczytałam Twoją odpowiedź stwierdziłam, że to nie ma sensu.
Nadal jest mi ciężko się z tym pogodzić, ale masz 100% rację, chciał mnie sławić, tylko ja się oszukiwałam, że łączy nas coś trwałego, wyjątkowego. Jeszcze w niedziele płakałam i liczyłam, że się w końcu opamięta i odezwie. Teraz jest mi już trochę lepiej, bo nie czekam na niego, zbieram się i próbuje normalnie żyć :)

Co do terapii to nie wiem czy ona pomoże w kwestii tego "schematu", bo chyba to jest mój największy problem, praktycznie każdy związek, na którym mi zależy wygląda tak samo. A terapia na którą chodzę to terapia DDA, moja terapeutka, której opowiadałam o moich problemach w związkach powiedziała, że ona będzie mnie prowadzić dopóki będziemy się skupiać na tematach związanych pośrednio i bezpośrednio z tym co działo się w moim domu przez ojca, skutkach jego pcia, a jeżeli tematyka będzie wykraczać poza jej uprawnienia, to skieruje mnie do kogoś innego, chciałabym to przyspieszyć jakoś, tylko nie wiem do kogo mogłaby mnie skierować??
napisał/a: bro1 2016-02-02 20:33
Nie przyspieszaj nic w terapii. Ważne jest, żebyś przerobiła po kolei różne rzeczy, oswoiła się z nimi, pozmieniała spojrzenie na świat, uporała się z przeszłością.
Tego nie da się zrobić na już, na szybko.
Uporządkuj swoje sprawy, a potem przyjdzie czas na porządki w sprawach związków. Odwrotna kolejność nic ci nie da, poza kolejnymi rozczarowaniami.
Najpierw Ty, potem związki.
napisał/a: karolka0000 2016-02-02 21:50
Może to nie tak, że chciałabym przyspieszyć terapię, tylko chciałabym też coś zrobić sama ze sobą, bo wydaje mi się, że sytuacja w domu nie jest główną przyczyną moich niepowodzeń. Zawsze byłam bardzo wrażliwa, zawsze bardzo wszystko przeżywałam, było to dawno, a wtedy w domu było jeszcze wszystko w porządku.
Kolejną sprawą jest to, że też trochę obawiam się tego, że poznam kogoś, kogoś wartościowego, i co wtedy? Boje się, że przegapię swoją szansę na normalny związek. Dlatego oprócz terapii DDA chciałabym zrobić coś jeszcze, jeżeli jest taka możliwość.
napisał/a: ~gość 2016-02-03 07:06
Zostaw go. Facet ewidentnie Tobą manipuluje. To co piszesz, że niby chce być sam, nie chce z nikim rozmawiać to typowe wymówki facetów, kiedy nie chcą już związku. Jak pisała poprzedniczka, facet dał Ci wyraźny sygnał, że dla niego ta "piękna miłość" nie jest już istotna. Niestety, ale większość facetów jest nietrwałych w uczuciach. Wiem, że to bardzo trudne, ale musisz to zakończyć w duchu dla swojego dobra, bo on to już zakończył. Na przyszłość postaraj się podchodzić do każdej nowej relacji na chłodno, póki się nie przekonasz. Nie angażować emocji i uczuć od razu. No i może lepiej poszukaj jakiegoś wolnego kawalera, ale dyskoteka to nie jest dobre miejsce na poznawanie wartościowych ludzi. Tam zazwyczaj chodzą typki, którzy szukają krótkiej piłki, a nie poważnej relacji.
Dziwię się tylko. że terapeutka próbuje Ci narzucić, jakie tematy masz z nią podejmować. Tak się nie da. Twoje relacje z mężczyznami są efektem trudnego dzieciństwa DDA. Ja bym zmieniła terapeutkę.
napisał/a: bro1 2016-02-03 12:15
karolka0000 napisal(a):Może to nie tak, że chciałabym przyspieszyć terapię, tylko chciałabym też coś zrobić sama ze sobą, bo wydaje mi się, że sytuacja w domu nie jest główną przyczyną moich niepowodzeń. Zawsze byłam bardzo wrażliwa, zawsze bardzo wszystko przeżywałam, było to dawno, a wtedy w domu było jeszcze wszystko w porządku.
Kolejną sprawą jest to, że też trochę obawiam się tego, że poznam kogoś, kogoś wartościowego, i co wtedy? Boje się, że przegapię swoją szansę na normalny związek. Dlatego oprócz terapii DDA chciałabym zrobić coś jeszcze, jeżeli jest taka możliwość.


W tej chwili jesteś na etapie niezaleczonych emocji po ostatnim związku, po poprzednich związkach, w które podświadomie pchałaś się, bo masz nie przerobione tematy z ojcem. W przypadku DDA jest sporo do przepracowania. Podejrzewam, że ojciec pije dłużej niż 10 lat, tylko wcześniej nie zauważałaś tego, może nie przyjmowałaś do wiadomości, może jako dla dziecka, nie było to aż tak istotne, ale mimo to zapadało w podświadomości, co sprawiło, że byłaś bardziej wrażliwa, bardziej wszystko przeżywałaś.
Żeby poznać kogoś wartościowego i stworzyć z nim fajny związek, trzeba być na to gotowym. Jesteś na to gotowa? Co możesz w tej chwili dać swojemu partnerowi? Czy to przypadkiem nie będzie takie ciche sprawdzanie, czy nie jest taki sam jak poprzednicy? Czy będziesz umiała mu zaufać? Czy podświadomie nie będziesz oczekiwała, że znowu coś pójdzie nie tak?
Boisz się, że przegapisz szansę na normalny związek - dlaczego boisz się tego? Jeśli przegapisz to co się stanie? Zostaniesz sama ze swoimi myślami? I przekonaniem, że jesteś do niczego? Bo nie masz partnera? Bo nie masz normalnego związku?
Co rozumiesz pod pojęciem - normalny związek? Jak on powinien wyglądać według ciebie?
Odpowiedz sobie na te pytania - niekonieczne na forum, ale sama przed sobą, szczerze. Czy uważasz, że można cię kochać? Taką jaka jesteś? Czy też uważasz, że musisz o tę miłość walczyć?

Uporządkuj najpierw sprawy (emocje) związane z relacjami z ojcem. Podnieś samoocenę, bo z tego co piszesz o tym w jakich związkach byłaś i jak reagowałaś, to kuleje ona.
Boisz się stracić drugą osobę, uzależniasz się od niej, tak jakby od tego zależało Twoje szczęście.
Związek to nie uzależnienie i strach, ale bycie razem i cieszenie się miłością, radością i dzielenie, wspieranie w szarej codzienności.
napisał/a: e-Lena 2016-02-03 19:57
Karolka nie pocieszę Cię, jeżeli Ci powiem, że terapia może trwać 3-4 lata (a czasami nawet dłużej - w zależności od tego jak uparty jest pacjent ;) ) Na wszystko potrzeba czasu, a już zwłaszcza na poznanie SAMEJ SIEBIE - własnych reakcji, metod działania i wszystkiego, co z pozoru wydaje się błahe. Dlatego zaufaj terapeutce, bo zmiany, choć początkowo niezauważalne, będą wpływać na każdy aspekt Twojego życia.

To nie jest tak, że chcesz tylko poprawić jakość swoich związków i tylko nad tym będziesz pracować na terapii. Na jakość związku wpływa m.in. Twoja samoocena, która - nie oszukujmy się - ma związek z tym, w jakim domu się wychowałaś. Więc kamyk do kamyka i usypie Ci się cała górka takich pojedynczych elementów, o których nawet nie pomyślałabyś, że są ważne. Terapeuta działa jak lustro, więc czasami sesje są wyjątkowo niewygodne. Ale jestem pewna, że Ci pomogą.

Jeżeli chcesz zrobić coś "sama", to pobądź trochę w swoim własnym towarzystwie i pobaw się w swojego własnego psychologa. Przypomnij sobie wydarzenia czy sytuacje, które były niekomfortowe albo przykre i zastanów się jak na nie reagowałaś. Pomyśl jakie cechy mieli Twoi byli faceci, co Ci w nich imponowało i czy przypadkiem coś ich nie łączy (a łączy na pewno). Przypomnij sobie jak te związki się kończyły i czy schemat też nie był podobny...Taka autoanaliza z pewnością ułatwi Ci dyskusję z terapeutką i pośrednio "przyspieszy" proces leczenia, bo będzie jakimś punktem zaczepienia i polem do wymiany poglądów na swój własny temat.

No i najważniejsze: pójdż na kawę z koleżankami, kup sobie jakąś fajną książkę, idź do kina, teatru czy gdziekolwiek indziej, podejmij jakąkolwiek samodzielną decyzję (nawet o wyborze filmu), bez tłumaczenia się innym i daj sobie czas na poznanie samej siebie - zobacz co lubisz, czego nie lubisz, czego się boisz (i dlaczego), jacy ludzie Cię otaczają, co Ci imponuje i KIM jesteś. Naucz się definiować samą siebie na tyle, żeby nie pozwalać na to, żeby o Twoim poczuciu własnej wartości decydowali inni. A już na pewno nie jakieś leszcze spod budki z piwem. Stąd też moja sugestia, żebyś nie pakowała się teraz w jakiekolwiek związki, bo "przypadkiem" znowu okażą się toksyczne i "przypadkiem" mogą sprawić, że po raz kolejny oddasz swoje życie w cudze ręce. A to będzie Cię rozleniwiać i zrzuci na postronną osobę odpowiedzialność za podejmowane przez Ciebie decyzje.
napisał/a: karolka0000 2016-02-04 12:36
Zniesmaczona1
Ten związek jest już zakończony, oficjalnie, bo w mojej głowie niestety jeszcze nie :(
Jeżeli chodzi o moją terapeutkę to jest ona terapeutą osób współuzależnionych i uzależnionych, byłam u niej tylko kilka razy, na razie robiła ze mną taki wywiad, aby zorientować się w mojej sytuacji, na kolejną wizytę pójdę już do innej pani, psychoterapeutki.

[ Dodano: 2016-02-04, 12:58 ]
Bro

Mój ojciec pije tak konkretnie od 11-12 lat i teraz jest ciągle tylko gorzej, bo się to nasila.
Czy jestem gotowa na związek, nie wiem, myślałam, że jestem, a teraz to już nie wiem, chyba jednak nie, po tylu niepowodzeniach chyba nie jestem w stanie zaufać, ostatnio próbowałam podejść na chłodno, ale po staraniach z drugiej strony zaangażowałam się, widocznie zbyt szybko.
Bardzo możliwe, że masz racje, że podświadomie oczekuje, że coś pójdzie nie tak, to głupie, ale po tylu niepowodzeniach porównuje swoich partnerów i doszukuję się w nich tego co było w poprzednich związkach.

Będąc sama, boję się, że tak już zostanie, chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci, tylko czasem myślę, że mam to za bardzo wyidealizowane w głowie - wizję związku. Wiem, że życie nie jest kolorowe, a normalny związek oznacza dla mnie chyba to całe przeciwieństwo które miałam w domu, czyli wsparcie, okazywanie sobie uczuć, rozmowy, zaufanie, brak zdrad, nadużywania alkoholu, kłótni, wyzwisk i wiele innych.

Moja samoocena jest bardzo niska, mimo tego że nie jestem brzydka, ale jeżeli chodzi o wygląd, staram się wyglądać nienagannie,ponieważ boję się oceny innych ludzi, czy to chodzi o wygląd czy rozmowę, po prostu boję się, że zostanę negatywnie oceniona, stresuję się rozmowami z obcymi ludźmi, czasem wolę się w ogóle nie odezwać, niż myśleć, że coś powiedziałam nie tak i ktoś pomyśli "jaka idiotka".

Ogólnie w życiu jestem sama sobie, mam rodzeństwo, mamę i przyjaciółkę, nie mam bliższych znajomych, bo tak naprawdę wstydzę się tego co jest w moim domu, nie mogę nikogo zaprosić, bo ojciec często wszczyna awantury, obojętnie czy jest trzeźwy czy pijany, po prosu się tego wstydzę. Mieszkam na wsi, tutaj wszyscy o wszystkich muszą wszystko wiedzieć i wszystko widzą, teoretycznie wiem, że to nie moja wina, że to ojciec powinien się wstydzić, bo my tak naprawdę nic złego nie robimy, ale wstydzimy się my. Kiedyś po jednej z awantur, kiedy przyjechała policja, moja dawna koleżanka, która też miodu dzięki ojcu nie miała zadzwoniła do mnie z pytaniem "po co u ciebie była policja". To nie jest miłe mam wrażenie, że wielu ludzi ocenia mnie przez ojca.

[ Dodano: 2016-02-04, 13:24 ]
e-Lena

Wiem, że terapia to długotrwały proces, żałuje tylko, że nie zdecydowałam się na nią wcześniej. Ale staram się być dobrej myśli, nawet moja terapeutka powiedziała wczoraj, że jest we mnie determinacja, że chce nad sobą pracować i naprawdę jestem zdecydowana, chcę zmienić coś w swoim życiu, aby w końcu umieć sobie radzić z problemami jak dorosła osoba, a nie płakać nad każdą bzdurą jak dziecko.

Jestem świadoma tego, że problem z związkach to tylko jeden z wielu elementów nad którym muszę pracować, ale chyba i tak już trochę poszłam do przodu, bo otworzyłam się przed terapeutką, przed tak naprawdę obcą osobą, a jeszcze do niedawna było to niemożliwe.

Czasem tak sobie myślę, że to moje pakowanie się w felerne związki było taką podświadomą chęcią ucieczki z domu, dlatego tak bardzo przywiązywałam się do swoich partnerów, traktowałam ich jak wybawienie, że może wreszcie uda mi się wyrwać z tego domu, bo niestety finansowo sama nie jestem w stanie tego zrobić. Zarabiam grosze, zaczęłam się rozglądać za lepszą pracą, chociaż mimo ukończonych studiów, boję się już na zapas, że się skompromituję, że nie dam sobie rady itd.

Co do cech byłych facetów, trudno mi powiedzieć na pewno wszystkich łączyły jakieś problemy, mój pierwszy chłopak był narkomanem, chciałam mu pomóc, zaszkodziłam sobie, swojej psychice, kolejny miał problem z alkoholem, też ratowałam, kolejnego zostawił ojciec, też chciałam go jakoś podnieść na duchu.
Tak jak napisałaś w swoim pierwszym poście do mnie, w każdym takim związku pozornie się odnajdywałam i czułam się potrzebna.

Masz rację, potrzebuje czasu tyko dla siebie, aby się z tym wszystkim uporać, zacząć robić coś dla siebie, a nie tylko to co odpowiada innym :)
napisał/a: bro1 2016-02-04 13:49
e-Lena bardzo ładnie napisała :)
Myślę - ale to tylko moje zdanie - że podstawą do wyjścia z problemów jest podniesienie samooceny, określenie siebie. Wtedy człowiek wie kim jest, na co go stać. Opinia innych nie jest dla niego ważna - w sensie, że nie uzależnia się od niej. Nie boi się, że coś komuś się nie spodoba, że ktoś skrytykuje, zniechęci.
I wtedy znając siebie, może działać dalej, zmieniać to co chce zmienić w swoim życiu.
napisał/a: e-Lena 2016-02-04 13:58
Do decyzji o pójściu na terapię trzeba dojrzeć, więc nie wyrzucaj sobie, że nie zdecydowałaś się na nią wcześniej.

Determinacja i chęć walki o siebie to już 20% sukcesu. Świadomość własnych problemów i lęków to kolejne 30%, więc pomyśl, że i tak zrobiłaś już więcej, niż niejeden "narzekacz na swój ciężki los", który mówi, że mu źle i na tym kończy pracę nad sobą. Nic się nie zmieni z dnia na dzień, ale docelowo zmieni się na pewno. I na pewno na lepsze DLA CIEBIE.

napisal(a):Będąc sama, boję się, że tak już zostanie, chciałabym założyć rodzinę, mieć dzieci, tylko czasem myślę, że mam to za bardzo wyidealizowane w głowie

napisal(a):Czasem tak sobie myślę, że to moje pakowanie się w felerne związki było taką podświadomą chęcią ucieczki z domu,

I bardzo dobrze sobie myślisz. Właśnie o to mi chodziło w kwestii autonanalizy i spojrzenia na siebie bardziej krytycznym okiem. Bardzo chcesz "ucieczki z domu", ale niezależnie od tego, dokąd uciekniesz, zawsze ze sobą będziesz zabierać własną głowę i własne nieprzepracowane poblemy. Więc nie ma sensu uciekać. Trzeba zakasać rękawy i zmierzyć się z losem. Masz potencjał dziewczyno!

Jeżeli będziesz miała potrzebę podzielenia się swoimi wątpliwościami, koszmarami i rozterkami to pisz tutaj. Zawsze to jakiś element terapeutyczny. Ja trzymam za Ciebie kciuki
napisał/a: ~gość 2016-02-04 16:22
karolka0000 napisal(a):Zniesmaczona1
Ten związek jest już zakończony, oficjalnie, bo w mojej głowie niestety jeszcze nie :(
Jeżeli chodzi o moją terapeutkę to jest ona terapeutą osób współuzależnionych i uzależnionych, byłam u niej tylko kilka razy, na razie robiła ze mną taki wywiad, aby zorientować się w mojej sytuacji, na kolejną wizytę pójdę już do innej pani, psychoterapeutki.

OK, życzę Ci powodzenia na terapii i wszystkiego dobrego!