Inne kobiety

napisał/a: pablo3z 2016-11-08 16:40
Witam wszystkich ponownie,
dużo wody w Wiśle upłynęło od kiedy pisałem tu o sobie i swoich małych problemach z kobietą.
Dostałem tutaj wtedy rady, które wziąłem sobie do serca i mniej więcej wprowadziłem je w życie. Mniej więcej, bo po rozstaniu wróciłem do mojej kobiety, po czym się rozstaliśmy bo przegięła pałkę. Ale jedna z rad pod koniec tematu brzmiała, żebym nie zamykał drzwi, więc tak zrobiłem i po dłuuuugim czasie podczas którego byliśmy "znajomymi" po raz kolejny pozwoliłem, aby te drzwi stanęły otworem. Jestem (ponownie) z moją kobietą od dwóch miesięcy. Wszystko było super fajnie. Aż przestało.

Zawsze byłem zwolennikiem braku kontroli, bo wychodzę z założenia, że albo sobie ufamy na 100% albo po co mi związek? Nie ma niczego pośredniego, nie po to wiążę się z kimś i wkładam w to siły, żeby nie ufać, albo "ufać ale kontrolować" czy "ufać ale sprawdzać" czy jak to te inne teorie działają. Może i jestem frajerem, który jest łatwy do oszukania, którego można zdradzić a on się o tym nie dowie bo nie będzie tego podejrzewał, ale inaczej nie umiem, nie chcę - po prostu odmawiam związku w którym nie funkcjonuje zaufanie 100%. I szczerość. Jak ma być inaczej to ja sobie poradzę bez kobiety.
Z tego tytułu wszelkie kontakty pozazwiązkowe - płeć obojętna - były dla mnie zawsze całkowicie normalne. Przyjaźń? Kumplowanie się? Piwko? Spoko. Poprzednim razem jak pisałem o naszym związku to napisałem, że dla mnie nie było nawet problemem, że moja dziewczyna widuje swojego byłego, czy że pojechała ze swoim byłym i swoim bratem (oni się kumplowali) na imprezę potańczyć. Ja jej ufałem, powiedziała że jedzie i będzie grzeczna, nie ma problemu. Zazdrość zawsze była, bo kto nie zazdrości... ale to była bardziej zazdrość o czas, który spędziła z nim a nie ze mną. Ale nie poświęcała czasu ze mną, bo i tak się w tym terminie widzieć nie mogliśmy. Dlatego też wszystko było w jak największym porządku. Dla mnie przynajmniej.
Zawsze wychodziłem z założenia, że związek dotyczy dwóch świadomych osób chcących w nim być, więc zdrada partnerki jakkolwiek bolesna, przyniosłaby jednak też plusy - wiedziałbym, że to "kobieta" nie dla mnie i oszczędziłbym sobie tego na przyszłość. Rozmawiałem o tym z nią, o tym jak według mnie to jest i czego chcę, jak to widzę, co dla mnie oznacza związek i zaufanie, że nie będę bawił się w dziecinady typu "nie możesz sie z tym widzieć, ani z tamtym widzieć". Bo nie. Bo nie tego chce od związku i od ukochanej osoby. I przyznała mi rację. A potem się rozsypało bo jej były chciał ją znowu mieć i tak dalej.
Teraz jesteśmy razem i ostatnio usłyszałem, że mam przestać rozmawiać z innymi kobietami. Mimo, że jeżeli już to robiłem (bardzo rzadko) to było to na czacie. Wynikła z tego rozmowa, przedstawiłem sprawę po swojemu tak jak kiedyś, ale to jej nie przekonało bo ona "się zmieniła" i "nauczyła się" i w ogóle. Że niby dojrzała. Z tym, że ja to postrzegam jako cofnięcie się do związku z podstawówki i pierwszą reakcją było zapytanie, czy mi ufa - bo nie brzmi jakby ufała. Na koniec stwierdziła że to prośba, a ja zrobię jak zechcę. Więc zrobiłem. W międzyczasie przypomniałem sobie o znajomej i do niej napisałem. Ze względu na szczerość (absolutną) którą utrzymujemy w związku pozwoliłem sobie powiedzieć, że zaczepiłem starą znajomą, żeby się dowiedzieć jak tam u niej. To oczywiście rozpoczęło długą, nudną i całkowicie bezsensowną rozmowę, w której dowiedziałem się, że nie mam do niej pisać i że ją tym ranię. W związku z tym, że mimo długiej rozmowy udało nam się tylko pokłócić i dojść do porozumienia, w którym stwierdziliśmy że się ze sobą nie zgadzamy, ja postanowiłem jej powiedzieć, że dobrze, nie będę pisał/gadał z innymi laskami, ale nie będę zadowolony i nie będę udawał że jestem. Nigdy, przenigdy nie dałem jej powodu do tego, żeby wątpiła w moje intencje względem znanych mi (bądź poznawanych) kobiet. Zawsze byłem uczciwy w tym względzie bo po prostu nie cierpię banialuków i głupich gadek w stylu "alkohol, poniosło mnie" i tym podobnych. Jak się jest w związku to się nad sobą panuje i nie ma takiej możliwości, żeby "niechcący" kogoś zdradzić. I teraz problem jest tego typu, że ja mogę sobie być dalej z nią i udawać że jestem zadowolony i szczęśliwy, ale nie będę. I to nie jest kwestia tego (co zresztą usłyszałem) że stawiam "jakieś dupy ponad nią", tylko to jest kwestia zasad. Zawsze wyśmiewałem takie zachowania kontrolujące, jadące na odległość zazdrością i niską samooceną, zawsze byłem negatywnie nastawiony do kobiet które urządzają swoim facetom piękną klatkę i ich tam trzymają. Nie stawiam jakichś babek ponad nią, nie piszę z nimi żeby flirtować i umówić się na bzykanie, w ogóle nie myślę o tego typu rzeczach i na pewno nie przedkładam kontaktu z inną kobietą nad moją własną.
Jak byliśmy ze sobą wcześniej to na prawdę bardzo ceniłem takie zdrowe podejście do tych kwestii (bo dla mnie to jest robienie gównoburzy o nic), ja sobie popisałem z kimś tam raz na pół roku, ona sobie wlazłą na czata jak jej sie podobało i później opowiadała mi jakie tam zboki siedziały. Spoko. Było w porządku. Nie nadużywałem też tego "układu", i bardzo rzadko komunikowałem się z innymi kobietami, a jak już to robiłem to i tak wszystko dziewczynie opowiadałem. Ale zasada pozostawała w mocy: nie miałem kobiety psychola.
Teraz ona chce to zmienić, wybór jest między tym, że ona będzie nieszczęśliwa i bojaźliwa bo "jakaś jej mnie ukradnie" (sorry, ale ja tego traktować poważnie nie umiem, raczej mnie to sformułowanie bawi), a tym że ja będę z taką kobietą której kiedyś unikałem jak ognia, i z którą dalej - jak pomyśle sobie logicznie - nie chciałbym być. W obu przypadkach wszyscy są niezadowoleni : teraz bo ona wie, że ja jestem niezadowolony, wcześniej bo ja wiedziałem że jej sie to nie podoba. Jedyne pozostałe rozwiązanie to chyba się rozstać? Nie wiem.
Wiem że ją kocham i wiem że ona kocha mnie. Ale według mnie przegina pałkę, a według niej "robi słusznie". Ja jestem dość mocno uczulony na wszelkie tematy zakazów/nakazów i szantaży emocjonalnych. Ja w tej chwili nie mogę się kontaktować z płcią przeciwną, ona może - bo ja jasno powiedziałem że ja nie będę jej w związku robił klatki bo jej ufam i niech sobie gada z kim tam chce. I mnie to męczy. Nie chodzi o te inne "dupy", bo to mógłbym sobie darować (i przez większość czasu tak robię), chodzi o to że ja z zasady nie toleruję takiego zachowania :/ Próbowałem to zmienić, nie umiem. Może dlatego, że według mnie to jakiś idiotyzm.
Będę wdzięczny za podpowiedzi, może wy zobaczycie jakąś ścieżkę "pomiędzy" niezadowoleniem a zerwaniem....
Pozdrawiam
pablo3z

Dodam tylko, że jak byłem z nią duuużo czasu temu, to pozwoliłem sobie nawet wyjść na piwko ze świeżo poznaną w pracy dziewczyną. I nie było wtedy żadnego problemu.
napisał/a: krasnolud1 2016-11-08 21:52
pablo3z, nie chciało mi się czytać takiego długiego wywodu, ale z sensem chłopie piszesz, trzymaj się swoich zasad, no chyba że chcesz się zmienić w pantofla głupi to powód żeby się rozstawać, ale jeszcze głupszy zgodzić się na chore warunki.